poniedziałek, 9 lipca 2012

Status naukowy - niewspółmierny z kulturą osobistą


Zaszczyciłam dziś uczelnię swoją przeciętną osobą. A co! Czekam grzecznie na konsultacje do p. doktor. Pchi, "doktor"... Stoję sobie pod drzwiami, jakieś półtorej godziny z hakiem, wraz z grupką rozentuzjazmowanym tłumem pierwszoroczniaków. Stoję, stoję. Tłum dziewczyn (filologia - chłopów brak) osiadł już pod ścianą jak wachlarz różnobarwnych jeansów. 
Z jednej i z drugiej strony korytarza organizowane są konferencje na dwa odmienne tematy. Organizatorzy - doktorzy, biegają tam i z powrotem zapraszając zagubionych gości z innych miast do odpowiednich sal. 
Biega także zziajany Dyrektor Instytutu, rozrywany przez wszystkich przyjezdnych. 
- Ach, witam...
- Ach, jak miło...
- Ach, ach...
- Och, och...
Wymuszona kurtuazja. Tak zipiąc jak lokomotywa z naszej polskiej PKP, stanął naraz spoglądając na jeansowy wachlarz. Wszystkie głowy pospiesznie w notatki, po cichutkim "dzień dobry". Moja jednako koczująca pupa pod ścianą spięła sie również niespokojnie. 
A on patrzy tak na nas - dziewoje i pyta:
- A panie, to nie chciałyby sobie usiąść na ławce?
Zdębiałe spojrzałyśmy w jego stronę.
- Ja zaraz z kolegą ławeczkę przyniosę. - palnął i pobiegł, zaczepiany wciąż przez gości:
- Ach miło spotkać...
- A nic się Pan nie zmienił, taki młody rumiany (a facet born in lata '50)- rzecze poczciwa staruszka, pewnie jakaś prukwa - profesorka dla innych.
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia.
Patrzę zaraz, a z końca korytarza wraca dyrektor z jakimś innym profesorem, targając okurzoną ławkę z drugiego końca budynku.
Mimo, że jestem kobietą i lubię, gdy mężczyzna okazuje kobiecie szacunek, to jakoś dziwne mi się zrobiło. Bo ja studencina, której tyłek przyzwyczajony do zimna posadzek korytarzowych, a Pan - Dyrektor, naukowiec, szycha, poważny, ceniony, pławiony w "ochach" i "achach " - naraz stał się przystępnym dżentelmenem. Człowiekiem po prostu. 
Zawsze profesor, doktor, kojarzony był negatywnie w mojej głowie - jako nieprzystępny, egoistyczny bubek, któremu sam zapach studenta uwłacza. 
A tu proszę, co za niespodzianka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz