wtorek, 3 lipca 2012

Nie trzeba owijać w papier i tak wiadomo co to

No i tak to.. Piątek szybkie zakupy w rynku, odwiedziny u krawcowej, ponieważ producenci spodni notorycznie zapominają o tym, że kobieta ma wcięcie w pasie. Zwłaszcza chińscy producenci spodni. Przeglądałam przed chwilą zdjęcia Chinek i wcale nie wyglądają jak pustaki bez uwydatnionej miednicy i wspomnianego już wcięcia w talii. Trudno, pani Krystyna zamieni trend chiński na polski.
Stojąc w kolejce bez końca w spożywczym zauważyłam koleżankę z dawnych lat licealnych. Koleżanka pochodzi z rodziny alkoholików,  w domu działy się różne sceny, a że mieszkamy w małym miasteczku, to sąsiad sąsiadowi w garczki zawsze spojrzy. Libacje, zdrady, wytrzeźwieniówka i ogólne awantury rozprzestrzeniały się nie tylko na miasteczko, ale i na okolice. Elka przychodziła ze szkoły, niańczyła swoich braci i siostrzyczki (pięcioro rodzeństwa), podczas gdy matka z rozłożonymi nogami przyjmowała na leżąco kolejnego konkubenta. Nie byłyśmy specjalnie blisko, jej rodzinne sprawy odrzucały mnie nieco od jej towarzystwa. Nie wiem czy bardziej przez stereotypowe "z jakim przystajesz, takim się stajesz", czy z innych powodów, znanych tylko rozumowaniu nastolatki. Elka była trochę inna i powzięła mocne postanowienie odseparowania się od rodziny i jej złych wpływów. Oczywiście nadal mieszkała z rodzicami, no bo kto by się zajął jej młodszym rodzeństwem. Starała się jednak uczyć na poziomie, poszła do liceum i zamierzała przystąpić do matury. Trudna sytuacja i presja jaką odczuwała przed samą sobą oddziaływała na nią destrukcyjnie. A jedynym sposobem rozluźnienia się, jaki znała to alkohol. Tak więc upajała się nim czasem nawet w szkole. Nie, nie sama, zawsze znalazł się obok niej odpowiedni "polewacz". Z jednym takim zaszła w ciążę. Rzuciła szkołę, zamieszkała z nim w pobliskiej wiosce, ale po urodzeniu córki wróciła do rodziców - nie wyszło. Z rozpaczy, czy z braku zajęcia szybko znalazła się z drugim dzieckiem pod sercem. Postępowanie rodziców nie zmieniło się. Parokrotnie, w upojeniu alkoholowym, wyrzucali ją z dziećmi z domu. Pomagały siostry zakonne, Caritas, opieka społeczna. Pożyczała pieniądze od znajomych na wieczne oddanie, podobno nawet kradła.
Gdy widziałam ją dziś w sklepie stała przy ladzie z jednym dzieckiem na rękach i dwójką pałętających się jej wokół nóg. Widziałam stojące zawiniątko przy kasie, zza papieru wystawała metalowa nakrętka, nie trzeba owijać w papier i tak wiadomo co to... Dzieciaki marudziły o lizaka, poprosiła o najtańsze 3 sztuki. No tak przecież flacha musi być, a dzieciaki zaraz urosną, na co im szczęśliwe dzieciństwo? Małe przyjemności, jak lizak... Zrobiło mi się bardzo smutno.
Czekam na dziecko, cierpliwie, dzień po dniu, chcę aby miało zapewnione wszystko co sprawi mu radość. Nie mówię tu nawet o rzeczach materialnych, nie zamierzamy z Mężulskim zwariować na punkcie rekordowych ilości zabawek, etc... Wystarczy maluchom huśtawka, bajki te opowiadane, i te czytane oraz czas spędzany razem. Na trzeźwo.
I teraz koronne pytanie: Dlaczego tak się stało? Czemu mocne argumenty i postanowienia młodej dziewczyny spaliły na panewce?
Czy przez geny, czy brak wzorców wychowawczych, czy po prostu własną głupotę?
Szkoda tylko dzieci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz