sobota, 17 listopada 2012

No trochę o seksie, a co!

Niby jest to blog dla wszystkich, ale myślę, że tematem owym nie naruszę niczyich uczuć, prywatności, itp. Dla mnie temat normalny, jak każdy inny, więc...

Jeśli jednak jesteś innego zdania - NIE CZYTAJ DALEJ!       ;-)


Śmieszne te nasze małe, małżeńskie potyczki łóżkowe. Niby jeszcze młoda krew, niby warunki są, ale chęci czasem brak. Nie mówię już o czasie, nastroju, itp. Kiedy po wstępnym "wybzykaniu" nie jest nas już właściwie w stanie nic zdziwić, zaskoczyć tym bardziej, następuje ta błoga sielanka, kiedy można się wyspać! No wreszcie! Ludzie narzekają na rutynę, nudę w łóżku, a ja ją uwielbiam!
W sumie podobnie jak w kabarecie:
- Eee...
- Co?
- Chcesz?...
- Noooo...

Ewentualnie:
- Eeee...
- Nie...

Nie ma nic lepszego, niż założenie wygodnej, wyciągniętej w praniu piżamy w owieczki. Bawełniane skarpety do połowy łydki, krem do rąk i szlafrok. Jasne, czasem odszykuję się "nocnie", ale to wymaga tyle nakładu starań.... A czasem chcę tylko walnąć się na wyro i spaaać. Nie wiem, wydaje mi się to takie zwyczajne, normalne, a jednocześnie spokojne, bezpieczne. 
Jedni szukają ciągle nowych wrażeń w życiu, nie mówię, że to źle - też szukam, ale na innej płaszczyźnie. Miałam kiedyś koleżankę, dużo starszą ode mnie, jakieś 5 lat małżeńskiego pożycia, która zawsze na noc była odszykowana dla Lubego, jak na "pierwszy raz". No kurde, ileż można?? Dla mnie ten spokój, to ciepło rutyny jest najcenniejsze. Czasem wpływa to jednak na "jakość", myśląc w trakcie: Co ugotuję jutro na obiad? Chmm... Może rybę? Nie nie rybę, ryba była ostatnio, poza tym później ma ktoś przyjść, cały dom będzie śmierdział tą rybą... Chm.. Może kotlery? Nie , oo ! zrobię sznycle, uwielbiam sznycle, tak dawno nie było... I nagle uświadamiasz sobie, że padło pytanie. 
- Mmmm.. Co? - Pytam zaspanie. 
- Dobrze Ci było? 

O cholera! No i co? Dobrze mi było? No było było. Chyba przeciętnie dobrze, dobrze z tendencją spadkową, prawie dobrze. No kurcze co tu powiedzieć? Skoro myślałam o sznyclach, które akurat mnie nie kręcą zbytnio w sensie erotycznym, to chyba nie za bardzo to "dobrze"...


- Dobrze - odpowiadam. Lekko się uśmiechając. 
- Echem, wiem kiedy kłamiesz - mówi M.
- E..- no kurde... 

I wtedy nie dość, że wychodzę na kłamczuchę, to jeszcze na kłodę łóżkową...
I zawałka na całej linii. Sęk w tym, kiedy na starcie mówi się "nie", to to "nie" albo jest niezrozumiane, albo niewiarygodne. Ale czasem, dla "dobra wspólnego" ciężko jest powiedzieć "nie". Skwitowane będzie zapewne "sfochowanym" - nie to nie! Albo ubodnie w centralną część męskiej dumy. A czasem naprawdę chodzi tylko o święty spokój i sen...
Czy potrafię wykrzesać iskrę? O tak! Jeśli warunki atmosferyczne pozwalają rozpalić ogień. Jeśli burzowo, zły nastrój, chandra, senność, to nici z ognia. I takie hocki - klocki. W końcu małżeństwo, to nie tylko seks.

A Wy- Żony, Kochanki, Partnerki? Co robicie, by się nie obraził, nie zniechęcił, nie zirytował?

6 komentarzy:

  1. w moim wypadku po trzydziestu latach to żałujemy tych chwil, gdy się nam nie chciało na zasadzie - gdybym wiedziała, że będzie tak jak jest, to bardziej bym się starała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owieczko, świetny tekst, ale pytanie na końcu zdumiewające. Jak to: "co robimy"? Nic, moja droga! Przecież to by był strzał w kolano samej sobie. Jeżeli będę udawała, że było fajnie, to następnym razem ani tyle się nie postara!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frau kochana, nie chodziło mi o udawanie w trakcie seksu, ale o gierki przedwstępne :-)

      Usuń
  3. On się nie obraża, nie zniechęca, nie irytuje. Ostatnio mam ciężkie czasy w swoim życiu, więc nie-znaczy nie, mam jednak wyrzuty sumienia, troszkę mężusia zaniedbałam ostatnio...Podoba mi się tu u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. żeby uniknąć "dla dobra ogółu", mówię otwarcie nie. Na szczęście Adam to mądry człowiek, rozumie.
    Ale takie fochy w poprzednich dwóch małzeństwach pamiętam do tej pory. I nie było nigdy dobrego argumentu dlaczego nie. Zresztą tłumaczenie nie ma sensu, bo obraza i tak była. No cóż... myslę, ze szczerość przede wszystkim, zwłaszcza szczerość wobec siebie. I ta pizama i skarpetki nie raz dają więcej szczęścia :)))

    OdpowiedzUsuń