piątek, 1 marca 2013

Doktor Dowcipny

Jak to wiosną bywa, pokrywa śnieżna zeszła i należy wyciągnąć twardy sprzęt. Spokojnie mówię o rowerze ;-) 
Wraz z Mężulskim przejrzelismy stany naszych "hond", jedna z przerzutkami, druga bzzz, ale w planie ma zmianę piasty, pokopaliśmy zdechłe opony i starliśmy resztki kurzu z ramy. Mężulski stwierdził - podwozie ok. 
To przypomniało mi o moim podwoziu, które nie badane juz było ohoho...
Zadzwonilam jeszcze tego samego dnia na infolinię umawiając, jak to pięknie pani ujęła "konsultację ginekologiczną". No tak konsultacja brzmi o wiele przyjemniej, milej... Kojarzona z konwersacją, pogawędką, a nie wcibiania metalowego rozwieracza w cipacza... 
Dostałam sms z umówioną wizytą: dr Choterlak. Chmmm brzmi ciekawie, cos jak chyrlak. Skojarzył mi się z drżącym staruszkiem, znającym fach jak własną... no ok: kieszeń :-)

No to jestem, rejestracja, pierdu pierdu z panią z rejestracji, toaleta i czekam. Na marginesie stwierdzam, że chusteczki do demakijażu z Biedronki rewelacyjnie się sprawdzają jako chusteczki do higieny intymnej - nie widzę przeciwskazań.

Pan doktor przeprowadził ze mną wywiad życia, wywiad rzeka! Od dzieciństwa, przez dorastanie, po dziś dzień. ŁAŁ!
Po wstępie, usiadłam na znanym nam kobietom "fotelu", wymyśle zapewne jakiegoś zwyrodnialca z filmu Hitchcocka. Jak zwykle był niewygodny, jak zwykle za wysoki, jak zwykle podkład, zamiast spełniac swoją funkcję podkładową, jak sama nazwa wskazuje, pofrunął tuz pod nogi zdziwionego pana doktora, który trzymając już ten metalowy badziew w ręku, nie wiedział, jak uratować drogocenną chusteczkę.
Wpełzłam, juhu! 
Po "dogłębnym" sprawdzeniu - zlazłam, przewracając oczywiście stołeczek, który miał mi pomóc wejść, ale zejść już niekoniecznie. 

Usiadłszy naprzeciwko biurka, za którym, przez kolejne 10 min. doktorek klepał esej o, zapewne stanie mojego podwozia, zastanawiałam się czy patrzeć za okno - mój spokój, dezaprobata lekarza; czy na zdjęcia z usg - mój niepokój i jawna niekompetencja - aprobata lekarza; czy na lekarza - niepokój lekarza, mój niepokój, wywolany przez niepokój lekarza. 

Przećwiczyłam powyższe opcje i zdecydowałam się wbić wzrok w model macicy na plakacie za lekarzem. 

Opanowawszy wzrok, zastanawiałam się co zrobić z rękami... Cholera ten sam problem! Zapleść, złożyć dłonie, na kolanach, no, by to! Czemu to tyle trwa? 

W tym momencie doktorek odzyskał głos i przeanalizował ze mną wyniki, zlecił badania i stwierdził, że przy napomkniętym przeze mnie wcześniej planie powiększenia rodziny, istnieje drobny problem z grubością mojej chm... wyściółki. Nie mieści sie nawet w minimalnej strefie skali. 

Ale jest na to rada! Można temu pomóc dietą silnie wzbogaconą w orzechy włoskie i wino. 

Ale że przepraszam, CO?

Tak, wino. 
Tak, tak, to słuszna koncepcja! Ze wskazaniami lekarza nie  należy się kłócić. A nawet! Gorliwie wypełniać!
Polubiłam Doktorka Cherlaka :-)


Acha. Wczoraj. 

Wczoraj, przy okazji forsowaniu mojego planu zamówienia regału na książki (nie, nie, bynajmniej nie pojedynczego regału, tylko całej biblioteki!), należało pozbyc się starej wersalki z górnego pokoju, aby na jej miejsce wstawić sofę z dołu, aby na jej miejsce wstawić regał, Wiem, skomplikowana sytuacja...
Więc, zadzwonilam po Mężulskiego brata ciotecznego, aby w operacji usunięcia wersalki, echem, chętnie pomógł. 
Postanowiliśmy ją tymczasowo znieść do garażu w piwnicy. Cała wycieczka z wersalką na głowach przebiegła bezboleśnie, oj tam, kawałek farby ze ściany odpadł, cóż to! 

Jest! Stoi. Nowa królowa garażu :-) 
Mężulski z Bratolem zasiedli po wycieńczeniu mięśni i orzekli, że wersalki nie wolno oddawać! Że oni tu będą siedzieć w gorące dni lata z piwkiem, że będą grać, gadać i czekać aż upiecze się mięko z grilla.
Super. Ot, cały misterny plan pozbycia sie wersalki, poszedł w buty. 
 
Zrobiłam jeszcze pyszne pierożki, ale o tym następnym razem.  

5 komentarzy:

  1. He he, ciesz się, że Twój lekarz od podwozia to nie dr Ślepokura :)
    To nazwisko mnie rozwala :)
    pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kuzynka chodziła do SZPERACZA!Naprawdę tak się nazywał!:)

      Usuń
  2. Wersalka w garażu niewątpliwie zmieni Wasze życie. Znam rodzinę, gdzie małżonek od momentu zainstalowania kanapy już praktycznie nie bywa w mieszkaniu...

    OdpowiedzUsuń
  3. haha :))) Bosskie mialas wrazenia z wizyty u doktorka :) miewam podobne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Angażowanie męża w usuwanie z domu zbędnych rzeczy - jak wynika z mego doświadczenia - często skutkuje tym, że znajduje on w ostatniej chwili nowe zastosowanie dla "skazańca" i z wyrzucania nici! :D

    OdpowiedzUsuń