No i tak to.. Piątek szybkie zakupy w rynku, odwiedziny u krawcowej,
ponieważ producenci spodni notorycznie zapominają o tym, że kobieta ma
wcięcie w pasie. Zwłaszcza chińscy producenci spodni. Przeglądałam przed
chwilą zdjęcia Chinek i wcale nie wyglądają jak pustaki bez
uwydatnionej miednicy i wspomnianego już wcięcia w talii. Trudno, pani
Krystyna zamieni trend chiński na polski.
Stojąc w kolejce bez
końca w spożywczym zauważyłam koleżankę z dawnych lat licealnych.
Koleżanka pochodzi z rodziny alkoholików, w domu działy się różne
sceny, a że mieszkamy w małym miasteczku, to sąsiad sąsiadowi w garczki
zawsze spojrzy. Libacje, zdrady, wytrzeźwieniówka i ogólne awantury
rozprzestrzeniały się nie tylko na miasteczko, ale i na okolice. Elka
przychodziła ze szkoły, niańczyła swoich braci i siostrzyczki (pięcioro
rodzeństwa), podczas gdy matka z rozłożonymi nogami przyjmowała na
leżąco kolejnego konkubenta. Nie byłyśmy specjalnie blisko, jej rodzinne
sprawy odrzucały mnie nieco od jej towarzystwa. Nie wiem czy bardziej
przez stereotypowe "z jakim przystajesz, takim się stajesz", czy z
innych powodów, znanych tylko rozumowaniu nastolatki. Elka była trochę
inna i powzięła mocne postanowienie odseparowania się od rodziny i jej
złych wpływów. Oczywiście nadal mieszkała z rodzicami, no bo kto by się
zajął jej młodszym rodzeństwem. Starała się jednak uczyć na poziomie,
poszła do liceum i zamierzała przystąpić do matury. Trudna sytuacja i
presja jaką odczuwała przed samą sobą oddziaływała na nią destrukcyjnie.
A jedynym sposobem rozluźnienia się, jaki znała to alkohol. Tak więc
upajała się nim czasem nawet w szkole. Nie, nie sama, zawsze znalazł się
obok niej odpowiedni "polewacz". Z jednym takim zaszła w ciążę. Rzuciła
szkołę, zamieszkała z nim w pobliskiej wiosce, ale po urodzeniu córki
wróciła do rodziców - nie wyszło. Z rozpaczy, czy z braku zajęcia szybko
znalazła się z drugim dzieckiem pod sercem. Postępowanie rodziców nie
zmieniło się. Parokrotnie, w upojeniu alkoholowym, wyrzucali ją z
dziećmi z domu. Pomagały siostry zakonne, Caritas, opieka społeczna.
Pożyczała pieniądze od znajomych na wieczne oddanie, podobno nawet
kradła.
Gdy widziałam ją dziś w sklepie stała przy ladzie z jednym
dzieckiem na rękach i dwójką pałętających się jej wokół nóg. Widziałam
stojące zawiniątko przy kasie, zza papieru wystawała metalowa nakrętka,
nie trzeba owijać w papier i tak wiadomo co to... Dzieciaki marudziły o
lizaka, poprosiła o najtańsze 3 sztuki. No tak przecież flacha musi być,
a dzieciaki zaraz urosną, na co im szczęśliwe dzieciństwo? Małe
przyjemności, jak lizak... Zrobiło mi się bardzo smutno.
Czekam
na dziecko, cierpliwie, dzień po dniu, chcę aby miało zapewnione
wszystko co sprawi mu radość. Nie mówię tu nawet o rzeczach
materialnych, nie zamierzamy z Mężulskim zwariować na punkcie
rekordowych ilości zabawek, etc... Wystarczy maluchom huśtawka, bajki te
opowiadane, i te czytane oraz czas spędzany razem. Na trzeźwo.
I teraz koronne pytanie: Dlaczego tak się stało? Czemu mocne argumenty i postanowienia młodej dziewczyny spaliły na panewce?
Czy przez geny, czy brak wzorców wychowawczych, czy po prostu własną głupotę?
Szkoda tylko dzieci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz