Może z racji tego, że jestem CZARNĄ Owcą, to wkurzają mnie z natury
dosyć tępawe blondi. Nie, nie mówię tu o kolorze włosów, ale o poziomie
inteligencji, dziwnym trafem zwykle kojarzonym z tym kolorem włosów.
Ktoś mógłby mi wytknąć "rasizm", ale może po prostu trafiam zwykle na
głupotę w kolorze blond.
Sytuacja dzisiejsza. Stoję sobie w
sklepiku z produktami artystycznymi: farby, pędzle, przybory do
decoupage'u, który namiętnie uprawiam oraz kartki pocztowe. Oczywiście
to w skrócie. Pochłonięta oglądaniem deocupage'owskich nowinek nie
zauważyłam tworzącej się kolejki do kasy. Trzymając wybraną farbkę
akrylową w ręku stanęłam więc na końcu ogonka.
Po jakichś pięciu
minutach zauważyłam, że stoję dokładnie w tym samym miejscu, a za mną
jakieś kolejne dwie osoby. Chmm... Ciasno. Duszno się zrobiło... Toż to
mały sklepik.
Wychyliłam swoją czuprynę z kolejki i nasłuchuję. A
przy kasie rozpacz pełną gębą. Pani Blondi jest w wielkim szoku, że nie
ma jedenastu jednakowych kartek/ zaproszeń na komunię dla jej córeczki.
Kasjer, w średnim już wieku, dzielnie utrzymywał spokój i nerwy na
wodzy, po raz kolejny tłumacząc kobiecie, że są różnokolorowe w tym
samym wzorze, w sensie z dodatkami zielonymi, kremowymi, niebieskimi...
Nie, bo mają być różowe. Pan tłumaczy, że nie zamawia ich dużo,
zwłaszcza na komunie, bo po prostu nie schodzą i zostają na następny
rok. Ale Pani Blondi nie ustępuje. Dzwonimy do hurtownika, wraz z
jakimiś dziewięcioma świadkami - kolejkowiczami. Jej partner zerka
jednak na nas spode łba oraz znad zbyt rozbudowanego karku, który opina
naprężony złoty łańcuch. Okazuje się, że hurtownik też już nie ma.
<Ojejku, co ja zrobię?> rozpacza bidulka.
<A kiedy ta komunia?>rozlega się ze środka kolejki. Zgadza się, było moje beee...
<W niedzielę> odpowiada Blondi
<JUTRO?> rzekli chyba wszyscy.
<Nie, trzynastego maja>
<To nie może sobie pani zamówić takich samych kartek, np. przez internet?> zapytałam cichutko.
<Ale ja jutro zapraszam już gości!> wrzasnęła już z jadem w naszą, a najbardziej moją stronę.
Najgorsze,
że jej partner - Karkuch, tak go sobie nazwałam, zaczął już oglądać
witrynę bliżej mnie. W obawie przed utratą zębów, wyrwanych zapewne
grubym, złotym łańcuchem, zamknęłam japę w pośpiechu.
Obserwując
bacznie poczynanie Karkucha, zaskoczona podskoczyłam, gdy ktoś
zdecydowanym ruchem odebrał mi farbkę z ręki. Okazało się, że Pan
Kasjer, nie zwracając uwagi na szlochy Pani Blondi, dzielnie obsłużył
prawie całą kolejkę.
Zdeprymowana wzrokiem Karkucha, uciekłam stamtąd szybko i nie wiem, jak się zakończyła ta "tragiczna" historia.
Czy to ja tak mam? Czy Wy też, jeśli natrafiacie na głupiutkie dziewoje, to zwykle w kolorze blond?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz